Ze strony internetowej Beskidzkiego Portalu Informacyjno-Turystycznego – Na dachu świata, kwiecień 2009
Żaden film i żadne zdjęcia nie mogą oddać prawdziwego uroku Himalajów. Nikt się nie powinien dziwić, że kto raz zobaczył najwyższe góry świata, stale pragnie do nich wracać – mówi Krzysztof Cieślawski, bielski podróżnik.
O przygotowaniach do wyprawy już pisaliśmy. Cieślawski na wyprawę trekkingową przez Dolinę Khumby wyruszył w czternastoosobowej grupie przede wszystkim mieszkańców Krakowa. – Jest to jeden z najpiękniejszych wysokogórskich trekkingów na świecie z widokiem na Mount Everest, Lhotse, Makalu, Cho Oyu, czyli cztery ośmiotysięczniki będące na wyciągnięcie ręki. Krajobrazy zapierają dech w piersiach, widać gigantyczne jęzory lodowców, huczące wodospady, szmaragdowe jeziora, buddyjskie klasztory. Takie widoki pamięta się do końca życia – opowiada Cieślawski, który z wyprawy wrócił po świętach. Wyprawa, w której wziął udział, nie miała tak ambitnego celu, jak zdobycie któregoś z ośmiotysięczników. Cieślawski zaznacza, że taka wspinaczka wymagałaby naprawdę profesjonalnych przygotowań, takiegoż sprzętu i dużo większych wydatków. Droższe – z powodu większych wysokości – byłoby nie tylko wynajęcie Szerpów, ale także sama licencja na wspinaczkę w przypadku ośmiotysięczników wynosząca co najmniej kilka tysięcy dolarów. – Ale nie dziwię się, że tak wielu polskich himalaistów tutaj wraca. Trzeba ich podziwiać, bo nawet dla osób zdrowych i wysportowanych po sporym przygotowaniu wejście oznacza niebywały wysiłek – mówi Cieślawski. U podnóża najwyższych szczytów himalaiści przechodzą obok tablicy wmurowanej ku czci polskich zdobywców gór, którzy zginęli podczas wypraw: Jerzego Kukuczki, Czesława Jakiela, Rafała Chołdy. Wyprawy trekkingowe Doliną Khumbu pozwalają z kolei nacieszyć się Himalajami osobom, dla których najwyższe szczyty nie są dostępne. Co wcale nie znaczy, że taka wyprawa jest łatwa. Wymagała od uczestników niebywałej wytrwałości i wysiłku. Grupa z Polski przez dwa tygodnie zdobywała szczyty liczące sobie ponad 5 tys. m n.p.m. Przeszli m.in. przez Chukhung Ri (5560 m n.p.m.) i Gokyo Ri (5340). Szefem wyprawy był doświadczony trekkingowiec Mariusz Dec. – Wielką wagę przywiązuje do aklimatyzacji. Po przyjeździe nie rzuciliśmy się więc od razu na zdobywanie szczytów, robiliśmy to stopniowo. To zadecydowało, że osiągnęliśmy cele wyprawy bez nadmiernego ryzyka i cało wszyscy wróciliśmy do domu – wyjaśnia Cieślawski. Po dwóch tygodniach poznawania Doliny Khumbu ostatni tydzień grupa poświęciła na relaksującą wyprawę do Parku Narodowego Chitwan, ostoi dzikich słoni, nosorożców, tygrysów i krokodyli. Bielski podróżnik bardzo miło wspomina ludzi, jakich spotkał w Nepalu, przede wszystkim Szerpów, którzy pomagali polskiej grupie nosić bagaże. – Ich życie jest proste, nie mają telewizorów, internetu, choć każdy z nich ma telefon komórkowy, potrzebny w ich pracy. Ale są niezwykle szczęśliwi i dzielą się tym z przybyszami – wyjaśnia. Cieślawski dziękuje sponsorom, którzy wsparli jego wyprawę: Ceramice Pilch, Prefabetowi Bielsko-Biała, Bezalinowi S.A., Grupie Żywiec, Aquie, firmom Piekarnictwo – Cukiernictwo Euro, Oxford Center, Viking, Meindl i Karcher oraz Urzędowi Miejskiemu w Bielsku-Białej. (Łu)