Krzysztof Cieślawski od ponad dwudziestu pięciu lat jest związany zawodowo z oświatą. Przez kilkanaście lat pracował w kilku bielskich szkołach jako nauczyciel i wychowawca, później jako pracownik samorządowy w Wydziale Edukacji Urzędu Miejskiego, a teraz Miejskiego Zarządu Oświaty. Nadal pracuje z młodzieżą prowadząc różne formy wypoczynku wakacyjnego, zawsze jednak związane z turystyką górską – góry bowiem obok lotnictwa to jego pasja. Teraz Pan Krzysztof wybiera się na „czarny ląd”, ale nie na safari, lecz aby wspinać się po górach. Wyprawa na najwyższy szczyt Afryki, na najwyższą wolnostojącą górę świata – Kilimandżaro, rozpoczyna się 3 lutego 2008 roku, a powrót przewidziano na 18 lutego.
– Tak naprawdę każdy ma swoje Kilimandżaro, czyli cel połączony z marzeniami. Przed kilkoma laty zrodził się pomysł uczestnictwa w wyprawie na Kilimandżaro. Początkowo pomysł wydawał się być nierealny. W tym roku wszystko zaczęło nabierać realnych kształtów, rozpocząłem stosowne przygotowania i. stało się: w lutym lecimy do Afryki. Pomimo tego, że to nie Himalaje, narzuciłem sobie ostry reżim treningowy, zgromadziłem odpowiedni sprzęt i zaszczepiłem się – informuje Krzysztof Cieślawski. – Ta wyprawa, to nie będzie jednak tylko spełnienie mojego marzenia. Zebrany podczas wyprawy materiał, między innymi zdjęcia, chciałbym wykorzystać podczas spotkań z młodzieżą bielskich szkół. Na spotkaniach nie chciałbym jednak mówić tylko o przyrodzie, geografii, czy też kulturze tej części Afryki, ale także, a może przede wszystkim, chciałbym pokazać młodym ludziom, że warto mieć marzenia i wytyczone cele, że można, czasami kosztem dużego wysiłku i wyrzeczeń, coś zrealizować, że warto chcieć, a zawsze napotka się życzliwych ludzi – dodaje Cieślawski.
Bezpośrednie przygotowania do takiej wyprawy zajmują kilka miesięcy. Należy uwzględnić nie tylko specyfikę afrykańskiego klimatu, ale również przygotować się do wejścia na szczyt. Kilimandżaro to prawie sześciotysięcznik, który zdobywa się kilka dni. Temperatura spada tam do ok. – 20oC, a turysta musi się liczyć z objawami choroby wysokościowej. Przed wyjazdem trzeba zaopatrzyć się w niezbędny sprzęt i profilaktycznie zaszczepić. Nasz podróżnik jest już w ostatniej fazie przygotowań. Nasza redakcja ma patronat medialny nad wyprawą, z tego powodu będziemy jeszcze do niej wracać, a po powrocie Krzysztofa Cieślawskiego przedstawimy relacje z wyprawy.
Podobno w miarę jedzenia apetyt rośnie. Proszę powiedzieć jakie marzenia były wcześniej?
Kiedyś takim Kilimandżaro było dla mnie zdobycie wymarzonych uprawnień pilota szybowcowego i samolotowego, później ukończenie studiów, czy też. nauczenie się pływania w wieku blisko czterdziestu lat – wcześniej nie było czasu, bo. lotnictwo jest zaborcze.
Czy taka aktywność jest wrodzona i co na to wszystko rodzina ?
Zawsze byłem niespokojnym duchem, takim „odmieńcem” w rodzinie.
Zawsze żałowałem zmarnowanego czasu.
Samoloty, góry, narciarstwo turowe, konie, fotografia. Ojciec żartuje, że w szpitalu chyba mnie podmienili, a moi synowie mówią, że tak do końca to oni normalnego ojca nie mają. Myślę, jednak, że odrobinkę są ze mnie dumni i trzymają kciuki, aby mi się udało. Trzyma też kciuki, choć o tym zbyt często nie mówi, TA NAJWAŻNIEJSZA.
Powracając do turystyki. Jak rozpoczęła się Pana fascynacja górami?
A moja fascynacja górami.
Pod koniec lat sześćdziesiątych trafiłem do klasy szóstej Szkoły Podstawowej nr 9 w Bielsku – Białej, którą wówczas kierował Pan Antoni Kościelny. Pan Kościelny był także szczepowym ZHP i prowadził szczep „Łazików Górskich”. No i te „Łaziki” jak sama nazwa mówi „łaziły”, a ja z Nimi. Pamiętam mój pierwszy obóz wędrowny w Beskidach, w strugach deszczu, na szlaku pod Stożkiem, bez polarów i goretex’ów. Wtedy myślałem, że Mama wysłała mnie tam chyba za karę i że już nigdy więcej.
Na następny obóz oczywiście pojechałem i tak już zostało. Dziękuję Panie Antoni!
Dziękuję za rozmowę.
Jacek Kache