Pardubice, miejscowość położona nad Łabą w Kotlinie Pardubickiej znana na świecie przede wszystkim z jednej z najbardziej prestiżowych i najtrudniejszych konnych gonitw przeszkodowych. Dla sympatyków lotnictwa to jednak miejsce szczególne, bo tam rokrocznie odbywają się kolejne edycje pokazów lotniczych Aviation Fair i skoro rok temu słowo się rzekło i na łamach „Przeglądu Lotniczego” napisałem, że dla miłośników lotniczej historii obecność tam obowiązkowa to w sobotę 28 maja obraliśmy kierunek na Pardubice.
Tegoroczna edycja pokazów miała upamiętnić czeskiego pionier lotnictwa Jana Kašpara, który był jednym z pierwszych konstruktorów lotniczych i pilotów na ziemiach czeskich oraz pierwszym pilotem narodowości czeskiej, który na początku XX wieku wsławił się lotami, jak na owe czasy, na duże odległości. 13 maja 1911 roku Kašpar w ciągu 92 minut pokonał odległość 121 km na trasie Pardubice – Velká Chuchle k. Pragi, a wykorzystany do tego lotu samolot podarował później Muzeum Techniki Królestwa Czeskiego (obecnie Narodowe Muzeum Techniki), gdzie można go oglądać do dziś. Innym słynnym lotem Kašpara był pierwszy na ziemiach czeskich daleki przelot z pasażerem na trasie Mielnik – Velká Chuchle (pilotowi towarzyszył dziennikarz „Národnej polityki”). Organizatorzy chcieli też uczcić okrągły jubileusz, osiemdziesiątą rocznicę oblotu, jednego z najsłynniejszych samolotów II Wojny Światowej, legendarnego Spitfire’a.
Na pardubickim niebie, idealnie zgodnie z planem, na kilkanaście minut przed południem pojawiły się w towarzystwie śmigłowców Mi-17 i Mi-2 dwa L-39 i dwa znane z polskich lotnisk Zliny Z-142. Później zrobiło się cichutko, bo nad lotniskiem pojawił się czerwony, akrobacyjny szybowiec LO100, a po nim wystartowały czeskie samoloty z lat trzydziestych Be-50 Beta Minor i Praga E-114 Air Baby. W samo południe natomiast, w takt muzyki z niezapomnianego filmu „Bitwa o Anglię” pojawił główny bohater tej edycji pokazów, Supermarine Spitfire Mk.IX. Na temat Spitfire’a, którego prototyp został oblatany 5 marca 1936 roku powstało tak wiele książek i opracowań, że w tym miejscu można wspomnieć tylko o jednym – wiele z tych samolotów latało z biało-czerwoną szachownicą na kadłubie niosąc wolność uciemiężonej wojną Europie. Przez lata powstało ponad 20 000 egzemplarzy różnych wersji Spitfire’a, które były eksploatowane do połowy lat pięćdziesiątych. Niektóre z powodzeniem latają do dziś o czym mieliśmy okazję przekonać się także tu w Pardubicach. Po pokazie Spitfire’a wystartował Harvard Mk.II, jednosilnikowy, dwumiejscowy samolot treningowy z czasów wojny i grupa samolotów, ale za to jakich: amerykański średni bombowiec B-25J Mitchell, samolot myśliwski US Navy Corsair F4U i niemiecko-francuski szkolny odrzutowiec Alpha Jet. Wszystkie ze „stajni” Flying Bulls. Po krótkiej przerwie kolejna latająca legenda II Wojny Światowej North American P-51 D. Od pokazu Mustanga organizatorzy zgrabnie przeszli do współczesności przelotem VIP’owskiego Jaka-40 w towarzystwie dwóch Gripen’ów. Później jeszcze atak na „pozycje naziemne” dwóch L-159 połączony z widowiskowymi efektami pirotechnicznymi i raz jeszcze SAAB JAS 39 Gripen w pokazie solowym. Był też czas dla śmigłowców. Najpierw pokaz możliwości Mi-24, który jest stałym elementem pokazów lotniczych w Czechach (szkoda tylko, że tym razem bez czerwonych smugaczy) i perełka – akrobacja na śmigłowcu Bo-105 pilotowanym przez Sigfrieda Schwarza. Majstersztyk! Wprost nie do uwierzenia, że na śmigłowcu tak można. I znów II Wojna Światowa. W powietrzu majestatyczna, biała Catalina, amerykańska patrolowa łódź latająca i samolot-amfibia zbudowany w 1935 roku w amerykańskiej wytwórni lotniczej Consolidated Aircraft Corporation. Cataliny w czasie II Wojny Światowej były używane przez lotnictwo sprzymierzonych do rozpoznania, zwalczania okrętów i ratownictwa morskiego. Cataliny miedzy innymi wytropiły niemiecki pancernik „Bismarck”, wykryły w rejonie Midway zbliżający się zespół inwazyjny floty japońskiej, ale może przede wszystkim uratowały wiele istnień ludzkich wykonując loty ratownicze. W amerykańskich jednostkach ratownictwa morskiego służyły do lat siedemdziesiątych XX wieku. Razem z Cataliną w powietrzu zaprezentował się amerykański samolot torpedowo-bombowy, ciemnoniebieski, pękaty Grumman TBM-3 Avenger, który był największym jednosilnikowym pokładowym samolotem z okresu II Wojny Światowej i pierwszym samolotem, w którym zastosowano mechanizm składania skrzydeł. Na zakończenie tematyki wojennej jeszcze front wschodni i znany nam dobrze Po-2 „Pociak” i towarzyszące mu myśliwce Jak-3 i Jak-11. No i nie sposób nie wspomnieć o odrzutowym Me-262. Kto wie jak potoczyłyby się losy wojny, gdyby ten samolot wszedł do akcji wcześniej… I jeszcze pokazy mistrzostwa pilotażu powstałego w 1960 czeskiego zespołu akrobacyjnego Flying Bulls. Czescy akrobaci prezentowali swoje umiejętności solo i w zespole.
W zeszłym roku narzekaliśmy, że pogoda podczas pokazów była „pustynna”. W sobotę 26 maja było nieco chłodniej, ale za to pod koniec dnia na horyzoncie zaczęły zbierać się chmury, które nie pozwoliły na dokończenie pokazów. Kiedy wszyscy mieliśmy już obiektywy skierowane w stojącą na progu pasa Dakotę w barwach Breitlinga, zaczęło padać i organizatorzy podjęli słuszną decyzję o przerwaniu pokazów. Chwilę później lunęło i musieliśmy schronić się w namiocie. I było właściwie po pokazach. Szkoda…
W imprezie wzięli udział doskonali piloci i słynne, znane z kart albumów i książek doskonale zachowane warbirdy z okresu II Wojny Światowej i wspaniale latające lotnicze starocie. Podobnie jak w latach ubiegłych pokazy w powietrzu były uzupełnione rekonstrukcjami walk na ziemi. Tę część pokazów zorganizowały historyczne grupy rekonstrukcyjne, które zaprezentowały widzom wiele zabytkowych pojazdów wojskowych a wszystko uzupełnione muzyką z epoki i efektami pirotechnicznymi.
Organizatorom, którym jak zawsze udało się zgromadzić i pokazać w locie tyle interesujących maszyn należą się słowa uznania. To była wyjątkowo dobra robota!!! Wszystkim niezdecydowanym radzę, aby już teraz zaplanowali sobie na przyszły rok wyjazd do Pardubic. Naprawdę warto! A jeśli jeszcze „w zestawie” jest gościnność i życzliwość organizatorów to nie ma się nad czy zastanawiać!
Za pomoc i wsparcie chciałbym serdecznie podziękować Petrowi Navratilowi i jego współpracownicom z Centrum Prasowego, a specjalne podziękowanie kieruję do Jana Rudzinskyj‘ego z zespołu The Flying Bulls Aerobatic Team. Dziękuje i mam nadzieję, że „do miłego” za rok.